Скачать книгу

nie ogromną cenę. Teraz otrzymujemy te same produkty drogą handlową, za ułamek kosztów okupacji. Dlaczego mielibyśmy mieszkać w kraju mgły, deszczu i bagien, skoro naszą ojczyzną jest Italia? Jeśli chodzi o Galię, to lubiliśmy tamtejszy klimat tak bardzo, że wysyłaliśmy tam ludzi na wygnanie w nadziei, że nie wytrzymają długo.

      – Jest jeszcze Afryka... – wtrącił Tertullus.

      – ...którą sto lat temu utraciliśmy na rzecz Wandalów i nie mogliśmy odbić. Co więcej, król Genzeryk złożył nam wizytę w Rzymie, w niczym niepodobną do tej, która teraz jest naszym udziałem, pomimo mężnych wysiłków papieża Leona, który usiłował powtórzyć swój cudowny wyczyn w konfrontacji z Attylą. W obecnej sytuacji możemy się poszczycić pewnego rodzaju przymierzem z Wandalami oraz Frankami, a także wzrastającymi z roku na rok obrotami handlowymi z Afryką i Galią. Co do wojny obronnej: kto dzisiaj poważyłby się przypuścić atak i stawić czoło armii Gotów pod dowództwem Teodoryka? Zresztą, nie istnieje znane mi prawo, które zabraniałoby wstępowania do tego wojska obywatelom Italii. Warto nadmienić, że istnieją italskie kontyngenty. Jeśli więc któryś z was pragnąłby być Młodym Lwem nie tylko z przezwiska, może zanieść miecz i tarczę wszędzie tam, gdzie zechce.

      – Nie było cię tutaj, gdy toczyliśmy rozmowę o tym, co się stało z Rzymem od czasu przybycia Gota Trajana – zwrócił uwagę Ekwitiusz. – Jego łagodni, dobrotliwi Goci złupili sklepy nieopodal łaźni Karakalli i sprawili lanie rzymskim obywatelom, usiłującym stawiać opór. Straż municypalna nie miała śmiałości interweniować. Do miejskiego prefekta wystosowano skargi, lecz ten tylko wzruszył ramionami i oświadczył, że na czas królewskiej wizyty wszystkie tego typu skargi należy kierować do jego gockiego odpowiednika, hrabiego Ringulfa. Niestety. Hrabia Ringulf okazał się zbyt pijany, by przyjmować jakichkolwiek gości.

      – To wszystko prawda – przyznał Kasjodor. – Obawiam się jednak, że twojemu raportowi brak precyzji. Jeśli pozwolisz, uzupełnię go za ciebie. Dzisiejszego ranka postawiono przed sądem dwudziestu dwóch gockich kawalerzystów, którym postawiono zarzut plądrowania miasta. Obradom trybunału przewodniczył król we własnej osobie. Pięciu z oskarżonych skazano na śmierć, a wyrok wykonano natychmiast. Dalszych jedenastu obciążono grzywną w wysokości dwudziestu pięciu solidów od głowy. Pieniądze zostaną im odjęte z żołdu. Pozostałych żołnierzy uwolniono od zarzutów. Hrabia Ringulf otrzymał surową naganę i rozkaz powrotu do Rawenny. Jego stanowisko objął hrabia Addo, jeden z najsurowszych dowódców w armii. Powiada się, że goccy żołnierze boją się go bardziej niż diabła. Wszystkie łupy odzyskano i zwrócono prawowitym właścicielom, w sumie sześciu sklepikarzom. Za zniszczenia otrzymali sowite odszkodowanie. Teraz powiedz mi, przyjacielu, czy twoim zdaniem pod rzymską jurysdykcją rzymscy obywatele równie szybko otrzymaliby rekompensatę i odszkodowanie?

      – Nie – przyznał Ekwitiusz. – Niemniej i tak wolałbym widzieć Rzym w rzymskich rękach.

      – Podobnie jak ja – wyznał Kasjodor.

      – Doprawdy?

      – Jak możesz w to powątpiewać? Czy ktokolwiek urodzony w wiecznym mieście mógłby mieć inne odczucia? Ale czyją winą, jeśli nie naszą jest to, że król Gotów został władcą Italii? Gdyby Rzym nadal należał do Rzymian, wówczas ani Alaryk, ani Genzeryk, ani Odoaker, ani wreszcie Teodoryk nie postawiliby stopy na naszej ziemi. Kto chce być wolny, przyjacielu, musi na wolność zasługiwać.

      – A my nie zasługujemy?

      – Najwyraźniej nie. Dowodem jest fakt, że wolności nie mamy. Czy potrafisz sobie wyobrazić rzymskie powstanie przeciwko gockim rządom? Kto miałby się zbuntować? Kto ruszyłby do boju? Walczący przypominaliby dziecko, które usiłuje zabić olbrzyma.

      Boecjusz pośpiesznie zerknął na gościa, ale Kasjodor spoglądał w innym kierunku.

      – Żałuję, że nie urodziłem się kilka wieków temu – westchnął Ekwitiusz ze smutkiem. – Może za czasów Trajana... albo Augusta. Albo jeszcze lepiej, pod niczyimi rządami, w okresie wielkiej republiki.

      – Łatwo powiedzieć. – Kasjodor wzruszył ramionami. – Lepiej byłoby się zastanowić nad rozwiązaniem wymagającym większej odwagi. Należy stawić czoło problemom czasów współczesnych i poradzić sobie z nimi najskuteczniej jak to możliwe. Jeśli o mnie chodzi, nie chciałbym żyć w pogańskim Rzymie, czy to za czasów republiki, czy pod rządami Augusta. Jeśli chodzi o Trajana, skądinąd dobrego władcę, za jego czasów byłbym prześladowany za wiarę. Jestem przecież chrześcijaninem. Teodoryk nie dyskryminuje ludzi z powodu wyznania. Nie służyłbym mu, gdyby było inaczej.

      – Tak czy owak, on jest heretykiem, a ty powinieneś być katolikiem. Ta rozbieżność najwyraźniej nie spędza ci snu z powiek, prawda?

      – Niespecjalnie – przyznał Kasjodor. – I nie pojmuję, dlaczego miałaby. Nie odczułem żadnych nacisków, związanych ze sprawą mojej religii, do której jestem przywiązany co najmniej na równi z wami. Powiem tyle: ponieważ moja wiara jest bezgraniczna, nikt nie może wierzyć goręcej ode mnie. Dlatego chciałbym – muszę chcieć – by Teodoryk i jego Goci, przyjęli moją religię. Niestety, smutne widowisko, dowodzące braku jedności nawet wśród wyższej hierarchii kościelnej, raczej nie wpłynie na króla zachęcająco. W dziedzinie moralności moglibyśmy niejednego się nauczyć od Gotów. W większości nie umieją oni czytać ani pisać, lecz nie dopuszczają się cudzołóstwa. Nie wiedzą, kim był Homer albo Wergiliusz, lecz nie znają także prostytucji. W ich wierze kryją się błędy, lecz pod względem moralnym są oni bardziej czyści od nas. Moje biurko na Palatynie ugina się pod ciężarem petycji do króla, ja odpowiadam za ich segregowanie i składanie raportu dotyczącego ich treści. Czy wiecie, czego zazwyczaj życzą sobie nasi rzymscy petenci? Przywrócenia luperkaliów, święta płodności, prostackich i wulgarnych obrzędów! Nieżyjący papież Gelazy po wielu trudach w końcu doprowadził do zniesienia tych uroczystości, a ludzie chcą teraz, aby heretycki król przywrócił je z powrotem!

      Kasjodor wstał.

      – Na mnie pora – oświadczył. – Boecjuszu zabierzesz się ze mną? Ogromnie żałuję, że muszę przerwać przyjęcie...

      – Obiecałem mojemu przyjacielowi Kasjodorowi, że będę mu towarzyszył w drodze – wyjaśnił Boecjusz. – Niemniej nie przeszkadzajcie sobie, niech przyjęcie trwa. Noc jest jeszcze wczesna, możecie ponownie zająć się rzucaniem kości. – Wyszedł pośpiesznie, nie pozostawiając przyjaciołom czasu na pytania. Za progiem pokoju zawahał się przez chwilę. – Zastanawiam się, czy powinienem zawiadomić żonę. Co prawda pewnie już śpi, niemniej...

      – Zatem po co ją budzić? – spytał Kasjodor swobodnie. – Powiesz jej więcej, kiedy wrócisz.

      Raczej: jeśli wrócę, pomyślał Boecjusz.

      – Unikałeś zabierania głosu w naszej krótkiej dyspucie – zwrócił uwagę Kasjodor, gdy szli przez atrium.

      – Chyba rzeczywiście. Moim zdaniem większość intelektualistów za dużo mówi i za mało słucha.

      – Obawiam się, że to ja mówiłem prawie cały czas – przyznał Kasjodor.

      – Moje słowa nie odnosiły się do ciebie, rzecz jasna...

      – Skąd, wiem o tym dobrze. Dużo się jednak można dowiedzieć także z obserwowania reakcji słuchaczy.

      – Rozumiem. I czego się dowiedziałeś?

      – Otóż... wybacz, ale jeszcze jest za wcześnie, by prowadzić rozmowę na ten temat.

      Boecjusz skinął głową.

      – Mam tylko nadzieję, że nie bierzesz tych ludzi zbyt poważnie. Powinienem był ostrzec cię wcześniej, że będą nieco... że mogą mówić rzeczy, które...

      – Że mogą uważać króla

Скачать книгу