Скачать книгу

się go pozbędzie.

      Wrócił jeszcze do domu, spłukał ostatnie ślady krwi w łazience, a potem zamknął starannie drzwi. Pęk kluczy schował pod wycieraczkę, wyjął telefon komórkowy, napisał do właściciela domu SMS, w którym poinformował, że wypowiada umowę najmu ze skutkiem natychmiastowym. Po krótkim wahaniu dodał, że wyjeżdża służbowo do Ameryki Południowej. Potem wyłączył aparat, wyciągnął baterię i kartę SIM. Kartę połamał, wszystkie trzy elementy wrzucił do kanalizacji przez kratkę odpływową na skraju drogi. Wreszcie wsiadł do samochodu, odpalił silnik i wolno wyjechał przez bramę na osiedlową drogę. Po raz kolejny zostawiał za sobą część swojego życia. Bez żalu. Ile razy zaczynał od nowa? Już nie pamiętał.

      Jeszcze tylko wizyta u tego policjanta.

      Rozdział 14

      Paulina Czerny sięgnęła w bok, namacała stojący tam kubek i dopiła kawę.

      Przeglądała opasły tom dokumentów zgromadzonych w śledztwie dotyczącym zaginięcia dwudziestojednoletniej dziewczyny w okolicach osiedla Brochów. Teczkę dał jej Grabski. Z tego co jej zdążył opowiedzieć, zanim wyszedł do sądu na rozprawę, od prawie roku prokuratura nie miała pojęcia, co zrobić z tą sprawą. Prowadziło ją kolejno trzech prokuratorów, bez szczególnych rezultatów. Ostatnim był doskonale Paulinie znany prokurator Dariusz Wysocki. Odkąd przejął sprawę, postępowanie nie posunęło się ani o krok. Naczelnik prokuratury rejonowej mógłby podpisać kolejny wniosek o przedłużenie śledztwa na kolejne trzy miesiące, nie interesując się tym, co podpisuje. Ale musiał się zainteresować.

      Sprawa zaginięcia Anny Kowal nagle stała się głośna na cały kraj dzięki jednemu z dziennikarzy śledczych, Krzysztofowi Salitrze. Kilka miesięcy temu zgłosili się do niego zrozpaczeni rodzice i od tego momentu prokuratura i policja zaczęły mieć kłopoty. Redaktor Salitra przeprowadził własne śledztwo i udowodnił szereg nieprawidłowości w postępowaniu policji, kilka głupich błędów i zaniechań. Napisał parę artykułów do lokalnej prasy, a jeden z nich ukazał się nawet na pierwszej stronie w ogólnopolskim wydaniu „Gazety Wyborczej”. Paulina właśnie go przeczytała i była pełna podziwu dla dziennikarza. Sama by się podpisała pod większością jego uwag. Facet byłby niezłym śledczym w wydziale kryminalnym.

      Potem Salitra wystąpił jeszcze w programie Uwaga w TVN24 i dopiero wtedy zrobił się prawdziwy szum. Naczelnik prokuratury rejonowej przedłużył postępowanie na trzy miesiące, ale zażądał od Wysockiego akt sprawy do wglądu. Akta w tajemnicy trafiły do prokuratora Marka Grabskiego, który dostał polecenie przeprowadzenia niezależnego postępowania, zwłaszcza sprawdzenia prawidłowości działań Wysockiego.

      Dlatego dokumenty znalazły się na biurku Pauliny Czerny. Grabski doskonale wiedział, jakie stosunki łączą Paulinę i Wysockiego. Domyślał się też, że Wysocki będzie chciał się na niej zemścić po tym, jak szantażem zmusiła go do zostawienia w spokoju komisarza Marcina Zakrzewskiego.

      Paulina po przeczytaniu akt postanowiła natychmiast wdrożyć w życie działania wyprzedzające. Była zdana na siebie. Nie mogła wtajemniczyć nikogo z policji. Po chwili namysłu zdecydowała się zaproponować współpracę jedynej osobie, której mogła zaufać.

      W Internecie znalazła numer telefonu do redakcji „Gazety Wrocławskiej”. W sekretariacie ustaliła bezpośredni numer do redaktora Krzysztofa Salitry. Zadzwoniła od razu.

      *

      Krzysztof był na obiedzie u rodziców. Właśnie siedział objedzony w fotelu i wpadał w błogostan. Nie chciało mu się ruszać, przymknął oczy i jego myśli odpływały w inną, o wiele przyjemniejszą rzeczywistość. Głos w słuchawce sprawił, że w mgnieniu oka wrócił do realu.

      Pół godziny później wsiadł do samochodu, włączył się do ruchu na Powstańców Śląskich przy parku Południowym i jechał wolno w sznurze aut w kierunku centrum. Na wysokości hotelu Wrocław skręcił w Suchą. Zgodnie ze wskazówkami, które otrzymał przez telefon, zaparkował obok marketu EPI, na najbardziej oddalonym od budynku miejscu parkingowym. Czekał, nie wyłączając silnika. Auto stało na słońcu, na zewnątrz temperatura przekraczała trzydzieści stopni. Wyłączenie klimatyzacji w tych warunkach było jednoznaczne z samobójstwem.

      Ktoś zastukał w szybę od strony pasażera. Salitra odblokował drzwi i z zainteresowaniem spojrzał na komisarz Paulinę Czerny.

      – Cieszę się, że znalazłeś w sobotę czas, żeby się ze mną spotkać – powiedziała.

      – Ciekawość nie pozwoliłaby mi odmówić. – Krzysiek wzruszył ramionami. – Słynna komisarz Paulina Czerny chce się spotkać z dziennikarzem piszącym krytycznie o działaniach prokuratury i policji. Do tego na neutralnym gruncie. Umieram z zaciekawienia.

      Paulina obrzuciła go badawczym spojrzeniem, jakby chciała się upewnić, czy może mu zaufać.

      – Czytałam twoje artykuły na temat zaginięcia Anny Kowal i muszę przyznać, że w większości zgadzam się z twoją opinią. Prokuratura i policja dały dupy na całej linii. Poszukiwania prowadzone były niestarannie i bez należytej koordynacji. Śledczy i prokuratorzy zbyt często się zmieniali, nie potraktowali sprawy poważnie od samego początku i dlatego niektóre wątki nie zostały sprawdzone.

      – I co w związku z tym, pani komisarz? – zapytał Salitra z ironicznym uśmiechem. – Chcesz mnie uciszyć?

      – Coś w tym stylu.

      Dziennikarz zamilkł na moment z tym samym uśmiechem, który zaraz zmienił się w złośliwy grymas.

      – Zastraszysz mnie? – odezwał się. – Wyciągniesz na mnie jakieś kompromitujące kwity?

      – Bynajmniej – odpowiedziała. – Chciałabym ci zaproponować umowę.

      Widząc uniesione ze zdziwienia brwi Salitry, Paulina kontynuowała:

      – Tydzień temu w I Wydziale Śledczym Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu doszło do drobnej awantury. Prokurator Wysocki, który nadzorował sprawę zaginięcia Anny Kowal, zwrócił się do naczelnika z kolejnym wnioskiem o przedłużenie śledztwa. Naczelnik podpisał wniosek, ale dokładnie zapoznał się z aktami. Ty byłeś przyczyną tego zainteresowania. Nagłośniłeś zaginięcie dziewczyny w mediach lokalnych i ogólnopolskich, a że prokuratura nie ma ostatnio dobrej prasy, naczelnik postanowił w tajemnicy przeprowadzić audyt śledztwa i działań prokuratorów. Koniec końców, sprawa trafiła do prokuratora Grabskiego.

      – Prokurator Grabski. – Salitra wzruszył ramionami. – To ma jakieś znaczenie?

      – Spore. Jeśli ktoś ma rozwiązać tę sprawę, to tylko Grabski.

      – Trochę wątpię.

      – Grabski zlecił mi czynności operacyjne.

      Salitra poczekał, aż do samochodu obok wsiądzie małżeństwo z dwójką wrzeszczących dzieci.

      – I to ma mnie uspokoić? – mruknął, kiedy w pobliskim aucie zatrzasnęły się wszystkie drzwi.

      – Nie. Chcę ci zaproponować umowę. – Paulina wyciągnęła z torebki złożoną na pół szarą kopertę i podała Salitrze. Ten spojrzał na nią podejrzliwie.

      – To notatka sporządzona przez pierwszego prokuratora, który się tym zajmował. Znajomi Anny Kowal wspomnieli, że kilka tygodni przed zaginięciem poznała w jednym z barów w okolicach Rynku dużo starszego od siebie mężczyznę.

      – Wiem, policja nigdy nie ustaliła jego tożsamości. Mnie też się nie udało. Anna nikomu go nie przedstawiła, raz tylko pochwaliła się koleżance. Mówiła, że jest dużo starszy i że boi się powiedzieć o nim rodzicom. Przed znajomymi chyba też się wstydziła. Możliwe, że spotykała się z nim do dnia zaginięcia. Ale nie wykluczam też, że gość nie istniał, a koleżanka konfabulowała.

      – Facet

Скачать книгу