Скачать книгу

strukturach „Mokotowa” można było bardzo szybko zrobić karierę i piąć się po szczeblach gangsterskiej drabiny. Jednak jeszcze szybciej można było popaść w niełaskę, co zwykle kończyło się śmiercią.

      Doskonale ilustruje to historia Bartosza W., znanego jako „Łysy Bartek”. Bartosz i jego ludzie przez pewien czas stanowili ramię zbrojne „Mokotowa”.

      Przez wiele lat „Łysy Bartek” uchodził za jednego z liczących się członków grupy. Był lojalny wobec „Korka” i bezwzględny wobec wrogów „Mokotowa”, a zwłaszcza swoich.

      Niektórzy twierdzą, że dla Bartka – na początku swojej przestępczej kariery – pracował „Wojtas”, rzekomo miał kraść dla niego samochody. Jednak Wojciech S. zdecydowanie temu zaprzecza:

      – Nic takiego nie miało miejsca.

      Zabójstwo w warszawskiej siłowni przy ulicy Wysockiego, za które pośrednio odpowiadał Bartek, odsłania prawdziwe oblicze tego mokotowskiego zakapiora.

      Tak oto ten epizod w swoich zeznaniach z 2000 roku opisał „Masa”:

      „Zbynek ze swoimi ludźmi, tj. Adamem, Michałem, Darkiem ps. Pryszczaty i innymi, nazywanymi ogólnie kulturystami od Zbynka, chciał ułożyć się o coś z Łysym Bartkiem, ale nie wiem, o co chodziło. Bartek nie chciał się zgodzić, wtedy słyszałem, że Zbynkowi ludzie połamali chłopaka z grupy Bartka, doznał on ciężkich obrażeń. W odwecie ludzie Bartka zabili na siłowni Adama z grupy Zbynka, o tym mówiło się na mieście, żalił mi się też Zbynek. To było w czasie, gdy Adam ćwiczył, leżąc na ławeczce, a ktoś udawał, że ćwiczy obok niego. W pewnym momencie ten ćwiczący obok Adama złapał go za ręce, a w tym czasie podbiegł ktoś inny i uderzył Adama w głowę sztangą. Adam zmarł w szpitalu po kilku dniach, nie odzyskawszy przytomności. Zbynek mówił mi, że zamach na Adama był odwetem Bartka i że główne skrzypce grał Diabeł z grupy Bartka. Z tego, co wiem, Diabeł swego czasu był ochroniarzem w dyskotece Ground Zero. Po jakimś czasie od zabójstwa Adama słyszałem od Łysego Bartka, że ludzie Zbynka, tj. chłopak o imieniu Darek i drugi, którego nie znam, ale chodził w parze z Darkiem, próbowali zastrzelić Bartka. Bartek mówił mi, że oni strzelali do niego zza płotu. Oddali strzały po pełnych magazynkach, nie udało im się trafić Bartka, bo byli wystraszeni i strzelali na oślep” – zeznał w 2000 roku Jarosław Sokołowski, który rzekomo miał wyjątkowy sentyment do „Bartka”, mimo że należał do konkurencyjnej grupy.

      Zabójców „Kulturysty” było trzech. Nie zdołano ich jednak ująć, mimo żenie byli zamaskowani i od pewnego czasu stale odwiedzali tę siłownię. Zachowywali się nad wyraz swobodnie, nie zwracając uwagi na personel i innych klientów. Interesował ich tylko Adam G. „Kulturysta”. Jego kumpel „Drakula” uciekł natychmiast, gdy na głowie Adama wylądował 20-kilogramowy talerz.

      To zaledwie jedna z wielu brutalnych akcji „Łysego Bartka” i jego ludzi. Do więzienia trafił jednak nie za bestialskie rozprawienie się z przeciwnikami. W lutym 2002 roku zatrzymano go w doborowym towarzystwie – razem z nim do aresztu trafili: Zbigniew C. „Daks”, Andrzej S. „Rocky”, Andrzej D. „Levis”, Wojciech F. i adwokat Lech K. Zarzucono im między innymi próbę wyłudzenia 40 tysięcy złotych oraz usiłowanie napadu na jedną z warszawskich kancelarii prawniczych.

      Gdy jesienią 2003 roku Bartosz W. wyszedł na wolność, poczuł się na tyle silny, że wydało mu się, iż może sięgnąć po władzę w „Mokotowie”. Postanowił połączyć się z mokotowskimi rebeliantami, z których dwóch niebawem zginęło w siłowni Paker, a inni rozstali się z życiem w mniej oczywistych okolicznościach. W tej sytuacji dni Bartosza W. też były policzone.

      Pod koniec 2003 roku „Łysy Bartek” zniknął z warszawskich ulic, knajp i burdeli. Nie odbierał pieniędzy od dilerów, stręczycieli i złodziei samochodów, nie dręczył przedsiębiorców ściąganiem haraczy. Przepadł. Policja zdołała jedynie odnaleźć jego auto. Rzekomo został porwany. Rodzina miała nawet zapłacić porywaczom blisko 100 tysięcy dolarów okupu. Jednak Bartosz W. nie wrócił do domu. Mijały tygodnie i miesiące, a o Bartku nie było żadnych wieści. Po dwóch latach na jego ciało trafili wędkarze, którzy wybrali się na ryby nad Wisłę w okolicy Góry Kalwarii. Zaledwie kilka kilometrów od miejsca, w którym swoje ofiary grzebał „Bukaciak”.

      Ciało Bartosza W., mimo że obciążone i owinięte drucianą siatką, nie poszło na dno. Gdy woda opadła, ukazały się szczątki mokotowskiego gangstera, który naiwnie sądził, że może więcej, niż pozwalają mu jego bossowie.

      Podobnie było z 52-letnim Krzysztofem K. „Kucharzem”, on również poczuł się zbyt pewnie i zlekceważył szefów grupy mokotowskiej.

      W sobotę 25 stycznia 2003 roku około godziny 19 wyszedł na spacer z psem. Zginął na ulicy Tuchlińskiej, kilkanaście metrów od swojego domu. Z niewielkiej odległości został trafiony w głowę. Zamachowiec zastrzelił także jego psa.

      „Kucharz” stracił życie prawdopodobnie dlatego, że nie rozliczył z bossami „Mokotowa” łupów z okradanych mieszkań i domów, czym parała się jego grupa. Nie chodziło o drobne kwoty, lecz o sumy wielkości wielu milionów złotych. Gang „Kucharza” miał między innymi na koncie włamanie do apartamentu rodziny Zygmunta Solorza na Mokotowie.

      Większości włamań do domów i mieszkań ludzie „Kucharza” dokonywali na zamówienie konkretnych osób, które doskonale wiedziały, co może posiadać w domu ofiara napadu. Głównie chodziło o antyki i drogie dzieła sztuki. Policja podejrzewała, że łupem ludzi „Kucharza” w lipcu 2002 roku padła kolekcja obrazów z willi na Bielanach. Mimo obecności właścicielki do domu wtargnęło trzech mężczyzn. Skuli kobietę kajdankami i splądrowali budynek, zabierając kilkadziesiąt prac, m.in. Chełmońskiego, Brzozowskiego, Wyczółkowskiego i Eysmonta, oraz cenną biżuterię i srebra.

      Łupy trafiały do zleceniodawców, pieniądze do złodziei i „Kucharza”, a władcy „Mokotowa” nie mieli z tego nic. Taka sytuacja nie mogła przecież trwać długo. Mogła ją przerwać tylko śmierć.

      Niewykluczone, że trupów byłoby więcej, jednak wspólników Krzysztofa K. przed odstrzałem uratowało aresztowanie. Jedna ze złodziejskich szajek podległych „Kucharzowi” dała się złapać w bloku przy ulicy Ptasiej na warszawskim Śródmieściu. Wpadli, gdy przymierzali się do włamania do mieszkania znanych warszawskich antykwariuszy. Było to 16 stycznia 2003 roku. Wówczas w ręce policjantów trafili: Daniel Z., Arkadiusz K., Marek R. i Tomasz M. Wszyscy byli od dawna obserwowani, gdyż podejrzewano ich także o dokonanie napadu na bank przy ulicy Górczewskiej. Bandytów, w pełnym zbójeckim rynsztunku, zatrzymano, i wkrótce na kilka lat trafili za kraty. A ich szef „Kucharz” – na cmentarz. Jego rodzina przynajmniej wie, gdzie został pochowany – wielu bowiem ze zbuntowanych gangsterów do dziś nie ma swoich grobów, a ich ciał nigdy nie odnaleziono. W policyjnych aktach wciąż figurują jako zaginieni. Choć nikt ich już nie szuka i wiadomo, że się nie odnajdą.

      Te i inne zbrodnie w warszawskim półświatku nigdy nie zostały wyjaśnione. O tym, kto mógł stać za kilkudziesięcioma tajemniczymi egzekucjami gangsterskimi w Warszawie, napiszę w jednej z kolejnych moich książek.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard,

Скачать книгу