Скачать книгу

Gould schowała fiolki z powrotem do torebki, pokazała ją do kamery i zakleiła czerwoną naklejką zabezpieczającą. Następnie podpisała poświadczenie pobrania dowodu. Dwaj funkcjonariusze zaniosą próbki do pokoju wielkości szafy, który służył policji Flint City jako magazyn dowodów. Tam torebka zostanie jeszcze raz pokazana do kamery i włączona do materiałów śledztwa. Dwaj inni funkcjonariusze, zapewne z policji stanowej, nazajutrz zawiozą ją do Cap City. Tym samym łańcuch dowodowy zostanie zachowany, jak powiedziałby doktor Bogan. Może i trochę dęte określenie, ale nic, co można traktować z przymrużeniem oka. Ralph dopilnuje, żeby nie było w tym łańcuchu słabych ogniw. Żadnych niedopatrzeń. Żadnej luki, którą można by się wyśliznąć na wolność. Nie w tym przypadku.

      Kiedy Howie zaczął rozmawiać przez telefon przy drzwiach do części biurowej, prokurator Samuels ruszył do pokoju przesłuchań, ale Ralph go zatrzymał. Chciał posłuchać. Howie chwilę pogadał z żoną Terry’ego – Ralph usłyszał: „Wszystko będzie dobrze, Marcy” – po czym jeszcze krócej rozmawiał z kimś innym, komu powiedział, gdzie są córki Terry’ego, i przypomniał, żeby miał na uwadze, że Barnum Court będzie obstawiona przez media. Potem wrócił do pokoju przesłuchań.

      – No dobra, zobaczmy, czy uda się nam jakoś uprzątnąć ten bajzel.

      Ralph i Samuels usiedli naprzeciwko Terry’ego. Miejsce między nimi pozostało puste. Howie postanowił stać obok klienta − z ręką na jego ramieniu.

      Samuels zaczął z uśmiechem:

      – Lubi pan małych chłopców, co, trenerze?

      – Bardzo – odparł Terry bez najmniejszego wahania. − Lubię też małe dziewczynki, bo mam dwie córki.

      – Jestem pewien, że pańskie córki uprawiają sport, bo jakżeby inaczej, skoro ich tatą jest trener T, nie trenuje pan jednak drużyn dziewczęcych, co? Ani piłki nożnej, ani softballu, ani lacrosse. Zostaje pan przy chłopcach. Latem bejsbol, jesienią futbol amerykański, koszykówka w YMCA zimą, choć akurat te rozgrywki śledzi pan tylko jako kibic. Wszystkie te wizyty w YMCA w sobotnie popołudnia służyły, można powiedzieć, poszukiwaniu talentów, prawda? Wypatrywał pan zwinnych, szybkich chłopców. I może przy okazji sprawdzał, jak wyglądają w szortach.

      Ralph czekał, aż Howie mu przerwie, adwokat jednak milczał. Jego twarz nie wyrażała zupełnie nic, poruszały się tylko oczy, wędrujące od jednego mówiącego do drugiego. Musi być świetnym pokerzystą, pomyślał Ralph.

      Terry jednak, o dziwo, się uśmiechnął.

      – Powiedziała wam to Willow Rainwater. Na pewno. Niezłe z niej ziółko, co? Żebyście słyszeli, jak wrzeszczy na meczach. „Blokuj, blokuj, ruszże się, już! WEJDŹ POD KOSZ!”. Co u niej słychać?

      – To ja powinienem pana o to spytać – powiedział Samuels. – W końcu widział ją pan we wtorek wieczorem.

      – Wcale jej nie…

      Nagle Howie złapał Terry’ego za ramię i ścisnął.

      – Może dajmy sobie spokój z tym amatorskim przesłuchaniem? Po prostu powiedz, dlaczego Terry tu jest. Wyłóż kawę na ławę.

      – Proszę powiedzieć, gdzie pan był we wtorek – odparował Samuels. – Zaczął pan, więc proszę skończyć.

      – Byłem…

      Howie Gold znów ścisnął ramię swojego klienta, tym razem mocniej.

      – Nie, Bill, nic z tego. Powiedz nam, co macie, inaczej pójdę prosto do mediów i ogłoszę, że aresztowaliście jednego z najbardziej zasłużonych obywateli Flint City za zabójstwo Franka Petersona, zszargaliście jego reputację, przeraziliście jego żonę i dzieci, i w dodatku nie chcecie podać powodów swojego postępowania.

      Samuels spojrzał na Ralpha, a ten wzruszył ramionami. Gdyby nie było tu prokuratora okręgowego, Ralph już przedstawiałby dowody w nadziei na uzyskanie szybkiego przyznania się do winy.

      – Śmiało, Bill – powiedział Howie. – Ten człowiek musi wrócić do domu, do swojej rodziny.

      Samuels się uśmiechnął, ale w oczach nie miał wesołości; to było zwykłe obnażenie zębów.

      – Zobaczy ją w sądzie, Howard. W poniedziałek, kiedy zostanie postawiony w stan oskarżenia.

      Ralph czuł, że pozory uprzejmości zaczynają zanikać − winą za to obarczał głównie Billa, autentycznie zbulwersowanego tą zbrodnią i wściekłego na człowieka, który ją popełnił. Każdy byłby zbulwersowany i wściekły… ale pługa tym nie pociągniesz, jak powiedziałby dziadek Ralpha.

      – Hej, zanim zaczniemy, mam jedno pytanie. – Ralph usiłował przybrać lekki ton. – Tylko jedno. Zgoda, mecenasie? Odpowiedź poznamy tak czy inaczej.

      Howie wydawał się wdzięczny, że może oderwać wzrok od Samuelsa.

      – Słuchamy.

      – Jaką masz grupę krwi, Terry? Wiesz może?

      Terry spojrzał na Howiego, który wzruszył ramionami, a potem wrócił wzrokiem do Ralpha.

      – Trudno, żebym nie wiedział. Sześć razy w roku oddaję krew w Czerwonym Krzyżu, bo moja grupa jest dość rzadka.

      – AB Rh plus?

      Terry zamrugał.

      – Skąd wiesz? – A potem dotarło do niego, jaka zapewne jest odpowiedź na to pytanie. − Ale nie aż tak rzadka. AB Rh minus występuje jeszcze rzadziej. U jednego procentu populacji. Czerwony Krzyż ma ludzi z tą grupą na szybkim wybieraniu numeru, możecie mi wierzyć.

      – Kiedy jest mowa o czymś, co występuje rzadko, zawsze przychodzą mi na myśl odciski palców – stwierdził Samuels tonem niezobowiązującej pogawędki. – Pewnie dlatego, że tak często powołuje się na nie w sądzie.

      – Gdzie rzadko mają wpływ na decyzję ławy przysięgłych – zauważył Howie.

      Samuels go zignorował.

      – Nie ma dwóch takich samych zestawów linii papilarnych. Nawet w odciskach identycznych bliźniąt występują drobne różnice. Nie masz identycznego bliźniaka, co, Terry?

      – Chyba nie twierdzicie, że moje odciski palców znaleziono na miejscu zabójstwa małego Petersona? – Twarz Terry’ego wyrażała czyste niedowierzanie. Ralph musiał mu to oddać; był z niego kawał aktora i najwyraźniej zamierzał się trzymać obranej linii do samego końca.

      – Mamy tyle odcisków, że ledwo mogę je zliczyć – powiedział Ralph. – Są w białym vanie, którym uprowadziłeś małego Petersona. Są na rowerze chłopca, który znaleźliśmy w tylnej części vana. Są w całym subaru, do którego przesiadłeś się na tyłach pubu Shorty’s. – Zrobił pauzę. – I są na gałęzi, którą zgwałcono małego Petersona tak brutalnie, że już same obrażenia wewnętrzne mogły go zabić.

      – I nie trzeba było proszku daktyloskopijnego ani światła ultrafioletowego, żeby je znaleźć – dodał Samuels. – Są całe we krwi chłopca.

      W tej chwili większość sprawców – pewnie dziewięćdziesiąt pięć procent – załamałaby się, czy mieliby adwokata, czy nie. Ale nie ten. Na twarzy Terry’ego Ralph zobaczył szok i zdumienie, jednak ani śladu poczucia winy.

      Howie odzyskał rezon.

      – Macie odciski. W porządku. Nie byłby to pierwszy przypadek, kiedy je podłożono.

      – Kilka może i tak – zauważył Ralph. – Ale siedemdziesiąt? Osiemdziesiąt? I naznaczonych krwią, na narzędziu zbrodni?

      – Mamy też świadków – wtrącił Samuels i zaczął wyliczać na palcach: – Widziano cię, kiedy zaczepiłeś Petersona na parkingu Gerald’s Fine Groceries. Widziano, jak włożyłeś

Скачать книгу