Скачать книгу

na wzgórzu. Znowu bardzo wielu Czerwonych i Zielonych zginęło. Dowódca Czerwonych rozkazała otworzyć ogień z mostu, jednak dla uzyskania odpowiedniej pozycji i kąta strzału obrońcy musieli wyjść spod osłony bunkrów. Liczba NZP rosła w zastraszającym tempie.

      – Wycofać się! – rozkazał dowódca Zielonych z niechęcią. – Wracać do lasu i do bunkrów. Niech wrogowie przyjdą do nas.

      Gniewnie pokręcił głową – w dziesięciominutowym starciu stracił piętnastu ludzi. Nie mógł tego ciągnąć.

      ***

      – Ciągnąć, cholera! Ciągnąć! – krzyknęła Emily. Pięćdziesięciu mężczyzn chwyciło mocniej linę, gdy pierwsza ciężarówka zjechała z piaszczystego brodu. Maska samochodu zaczęła zanurzać się w rzece, chociaż pod przednie koła podłożono pnie. Pięciu dawnych górników z Christchurch wcisnęło kolejne kłody pod tylne koła, gdy tylko samochód zaczął zjeżdżać z mielizny. A potem ciężarówka popłynęła – niezbyt pewnie, ale jednak. Ludzie na brzegu zaczęli ciągnąć za linę. Samochód podskoczył, a potem zakołysał się, gdy dotarł na piaszczystą łachę.

      Emily roześmiała się w głos. Udało się! Jeden z jej rodaków zawołał:

      – Gdybyś dała nam więcej czasu, zbudowalibyśmy porządny most, nie?

      Pozostali zawtórowali mu ze śmiechem. A Emily popatrzyła na ludzi przedzierających się przez fale, ciągnących liny i przygotowujących kolejną ciężarówkę do przeprawy.

      „Może nam się udać” – pomyślała. „I to ja dowodzę tą misją!”

      ***

      Gdy tylko pierwsza ciężarówka znalazła się na brzegu, Emily wysłała dwa plutony pod dowództwem Cookie i Sandry Lee naprzód, aby zabezpieczyły Cztery Drogi. Ryzykowała, bo Zieloni i Czerwoni mogli wystawić tam silną obronę, ale założyła, że wszystkie siły skupili raczej na ufortyfikowaniu mostu.

      Niebiescy wykorzystali pierwszą ciężarówkę, żeby przeciągnęła kolejną. Przeprawa nabrała tempa. Górnicy z Christ-church brodzili po pas w rzece i podkładali kłody pod koła samochodów. Oddział na brzegu wyciągał pnie i przepychał je z powrotem do wody, aby można je było wykorzystać ponownie. Emily zadbała wcześniej o cenny ładunek – tajemnicze skrzynie zostały przeniesione jeszcze przed przeprawą i załadowane na pierwszy samochód.

      Sierżant Kaelin stanął za jej plecami i wziął się pod boki.

      – Zostało ci niecałe półtorej godziny, Tuttle. Równie dobrze mogłabyś sobie darować.

      – Mogłabym, sierżancie. – Emily zdusiła śmiech. – Pewnie mogłabym.

      – Wskakuj, siostrzyczko! – zawołał jeden z górników, gdy ostatnia ciężarówka podjechała nad rzekę.

      Emily wskoczyła na próg szoferki przy drzwiach pasażera. Kierowca uśmiechnął się szeroko.

      – Należy ci się uznanie! Niech mnie, to będzie wspaniały dzień!

      Samochód zjechał na piaszczystą łachę mielizny i kolejny górnik przywiązał linę. Na drugim brzegu włączono wyciągarkę w drugiej ciężarówce. Mokra lina napięła się nad wodą. Emily chciało się śpiewać z radości.

      Nie wiedziała, co się stało potem. Może ciężarówka nie została porządnie przywiązana, a może przejeżdżające wcześniej samochody z konwoju rozryły piasek. Gdy tylko pojazd ruszył, piaszczysty, stromy stok mielizny nagle się zarwał. Ciężarówka zachybotała, zazgrzytała głośno, a potem jak na zwolnionym filmie zaczęła się przewracać na bok od strony kierowcy. Kiedy pojazd uderzył w dno, impet cisnął Emily na drzwi pasażera. W rozbryzgach krwi z roztrzaskanego nosa poczuła tylko łupiący ból we wnętrzu czaszki. Przed oczyma zatańczyły jej czarne plamy i… nagle znalazła się w wodzie. Zakrztusiła się, zakasłała, a potem poszła na dno. Na szczęście ktoś w porę chwycił ją pod ramiona i wyciągnął na powierzchnię.

      Ból rozsadzał jej czaszkę, Emily nie mogła zebrać myśli, mgliście jednak zdawała sobie sprawę z rozbrzmiewających wokół krzyków. Ludzie na drugim brzegu podbiegali do rzeki, a Emily dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że w szoferce utknęli dwaj mężczyźni.

      Kiedy było po wszystkim, dwaj żołnierze – dwaj jej ukochani górnicy – już nie żyli.

      Sierżant Kaelin zaklął. Popatrzył na instruktora Johnsona. Zdawało się, jakby porozumieli się bez słów. Potem Johnson wzruszył ramionami.

      – Kurwa, Andy. Nieważne, co się stało, kryję cię – zapewnił.

      Emily była oszołomiona, głowa ciążyła jej jak ołów. O co chodziło Johnsonowi? Popatrzyła na dwa ciała wyciągnięte na brzeg. Łzy wezbrały jej w kącikach oczu. Otarła je grzbietem dłoni.

      – Tuttle – odezwał się cicho sierżant Kaelin.

      Emily myślała o dwóch zmarłych, zastanawiała się, czy mieli dziewczyny, które na nich czekały, czy chcieli…

      – Emily! – Kaelin odezwał się z większym naciskiem. Podniosła na niego wzrok.

      „Wydaje się zmęczony” – pomyślała.

      Sierżant był przemoczony do suchej nitki, krótkie włosy przylgnęły mu do skóry.

      – Emily, słuchaj uważnie. Muszę wezwać helikopter, żeby ewakuować ofiary. Jeżeli zrobię to teraz, przyleci w parę minut, ale major na pewno zażąda, aby przerwać ćwiczenia. Rozumiesz? – Popatrzył na nią twardo. Ale dlaczego to powiedział? Zginęli dwaj ludzie, więc to jasne, że trzeba było ich zabrać do…

      I wreszcie do Emily dotarło. Pozostało jej dość czasu, żeby zaprowadzić konwój do celu. Dość czasu, aby zakończyć misję. Jeżeli jednak sierżant wezwie pomoc, operacja zostanie przerwana.

      Emily potrząsnęła głową. Głupia, głupia, głupia. Przecież to miały być tylko ćwiczenia, tylko gra, a dwóch ludzi zginęło. Naprawdę zginęło.

      Podniosła wzrok na sierżanta Kaelina. Łzy popłynęły jej ciurkiem, choć na mokrej twarzy prawie nie było ich widać.

      – Nienawidzę tego – wydusiła. – Na bogów naszych matek, jak ja tego nienawidzę.

      A potem zamachała rękami, aby przyciągnąć uwagę Rafaela Eitana na drugim brzegu. Radio pewnie znajdowało się gdzieś na dnie rzeki. Emily zerknęła na zegarek, zostało czterdzieści minut do południa. Uniosła ręce do ust.

      – Jedź! – zawołała do dowódcy Złotych. – Zabierz konwój do Czterech Dróg!

      – Przepłyń, Emily! – odkrzyknął Eitan. – Poczekamy!

      Machnięciem ręki nakazała mu ruszać.

      – Zakończ misję! Nie marnuj czasu!

      Eitan zawahał się, zaraz jednak wskoczył posłusznie do szoferki i konwój ruszył przez pole.

      Emily podeszła do rzeki. Mężczyźni, którzy tam stali, odsunęli się w milczeniu. Uklękła między dwoma zmarłymi. Znała ich tak dobrze. Należeli do tych, którzy zawsze się z Emily droczyli, podsuwali jej wykradzione z mesy owoce i pilnowali podczas wyjątkowo trudnych marszów. A kiedy Emily zrobiła coś dobrze, kiwali z uznaniem głowami. I wypełniali jej rozkazy.

      Dotknęła ciał.

      – Dziękuję – szepnęła. – Wybaczcie mi.

      Ciepłe promienie słońca osuszały jej łzy. Emily zamknęła oczy i czekała na wiadomość, że konwój dotarł na miejsce.

      Rozdział 11

      948 rok pd.

Скачать книгу